KAZACHSTAN - Wprowadzenie do pustyni...
- Roksana Kiełkowska
- 29 wrz 2022
- 5 minut(y) czytania
Ze względu na zamknięte granice krajów na około Morza Kaspijskiego (Turkmenistan, Azerbejdżan i Rosja). Ze stolicy Iranu, Teheranu, jesteśmy zmuszeni przeleciec na drugą stronę Morza Kaspijskiego i lądujemy 9 września 2022 roku w Aktau w Kazachstanie, bramie na pustynię.
Po turbulencyjnej nocy, poranku próby spania na lotnisku i dwu godzinnym składaniu rowerów na hali lotniska, w końcu postawiliśmy stopę na terytorium Azji Centralnej i jego pierwszym kraju: Kazachstanu. Od pierwszego naciśnięcia pedału, sceneria na następne kilka tygodni jest jasna: wszędzie pustynia, droga tworząc niekończącą się linię prostą, otoczona dosłownym niczym. Pustka, z zaledwie kilkoma wielbłądami poruszającymi się w poszukiwaniu roślin do jedzenia (nie lada wyzwanie!)
Po pierwszych 30-stu kilometrach od lotniska, dojeżdżamy do pierwszego pustynnego miasteczka: Aktau. Miasto kompletnie pozbawione uroku, położonego nad brzegiem Morza Kaspijskiego z jednej strony i pustynią z drugiej. Korzystamy z okazji, żeby wziąć porządny prysznic, bo nie wiemy, kiedy będzie następny i zaopatrzyć się w jedzenie przed wyruszeniem w bezkresne przestrzenie. Następnego dnia, wyruszamy na długą przeprawę, 550km przez nicość.
KRAJOBRAZY
Są suche i jałowe, bez kropli wody i drzewa na horyzoncie. Jednak, oko, prędko się przyzwyczaja. Przez większość czasu, wszystko jest płaskie i nieskończone, widać tak daleko, jak okiem sięgnąć. Od czasu do czasu z horyzontu wyłania się kilka kształtów: wielbłądy! Na początku są bardzo małe, potem, gdy się zbliżamy, rosną i ostatecznie pojawiają się przed naszymi oczami jako ogromne. Często znajdują się na poboczu drogi, gdzie z trudem rosną małe zielone rośliny.
Od czasu do czasu, z zza horyzontu, wyłaniają się klify. Dostrzegamy je z bardzo daleka i mamy wrażenie że są na wyciągnięcie ręki. Jednak rzeczywistość i prędkość przemieszczania się na pustyni na rowerze to inna sprawa. Klify są w kolorze białym i ochry, wyrastające z żółtawoszarej pustyni. Niewiarygodne. Czujemy się jakbyśmy byli na innej planecie.
BIWAKI
To jest dobra strona pustyni: łatwość znalezienia miejsca na biwak. Wszystko jest płaskie i bez roślinności, więc każdy metr kwadratowy tej pustyni to idealne miejsce na rozbicie namiotu. Kazachska gleba stworzona jest z suchej i twardej ziemi, bez problemu można się oddalić z odległości kilkuset metrów od drogi. Zachody i wschody słońca są majestatyczne, nic nie zasłania linii horyzontu. Jedynym wyzwaniem będzie nadejście wiatru, który zmusi nas do szukania osłoniętych miejsc: za murem zrujnowanego budynku, czy za cmentarzem... Nie jest jednak tak łatwo je znaleźć.. Prawdziwe poszukiwanie skarbów na pustyni!
WIATR
I tak, to był niespodziewany gość przygody! Wyjeżdżając z Aktau z lekkim tylnym wiatrem, nie było dla nas zaskoczeniem, że na pierwszym zakręcie o 90 stopni nasza prędkość spadła z 20 km/h do 6 km/h... Niestety, pierwsze trzy dni, prognoza pogody nas nie rozpieszczała, przeciwny wiatr z porywami do 70 km/h. Co tu robić? Zatrzymać się i czekać pod namiotem trzy dni? Nie było mowy o zawróceniu do Aktau ani o czekaniu pod namiotem. Poza tym, nasze zapasy by na to nie pozwoliły. Pedałowaliśmy. W tempie 50 km każdego dnia, ale przynajmniej robiliśmy postępy. Dobra, czasem, wiatr był tak okrutnie silny i złym kierunku, że mieliśmy wrażenie jakbyśmy się cofali. W tych najgorszych i wietrznych momentach, schodziliśmy z rowerów i pchaliśmy przeklinając od czasu do czasu pomysł znalezienia się w takich warunkach. To był moralny i mentalny koszmar. Zwłaszcza, że było to nasze pierwsze, naprawdę wietrzne doświadczenie od początku naszej wyprawy… Trzeba było zająć myśli ruszyć dalej. Przynajmniej, droga w Kazachstanie, to piękny, gładki jedwabisty asfalt, który doceniliśmy dopiero w drugiej części pustyni..
DROGA
Główny bohater przygody. Asfalt pośrodku niczego! Można się zastanawiać, jak inżynierowie wybrali trasę, która ostatecznie nie jest tak bezpośrednia, aby dotrzeć do miasta Beyneu z Aktau. Zmiany kierunku czasem ratowały nam życie, a czasem powodowały tragedię, oczywiście w zależności od kierunku wiatru... Ale dobrą nowiną, była jakość drogi i nawierzchni. Nie była całkowicie nowa, ale w nieskazitelnym stanie, ani jednej dziurki przez 550km! Podobno, ta nienaganna infrastruktura to dzięki nieskończonych zasobach ropy i gazu. Najśmieszniejszym częścią tej infrastruktury, były znaki pojawiające się co jakieś 50 km z pochylonym drzewem i stołem, wskazującym obecność “strefy odpoczynku”. Oczywiście, na horyzoncie nie było ani śladu po drzewie, ani choćby krzaku, nie wspominając nawet o stole. Ta strefa wypoczynku to był często zwykły przystanek autobusów z “toaleta” (dziura w ziemi między 3 ścianami) i od czasu do czasu, mały parasol pozwalający na przerwanie podróży i zmianę krajobrazu dotychczas pustego. Ale nie nalezalo sie przyzwyczajać, bo każda strefa przynosi niespodzianki. Czasem były tylko toalety…
SAMOTNOSC
Nie było to dla nas zaskoczeniem, że 24 godziny na dobę, byliśmy przeznaczeni tylko na siebie. Ale nawet na pustyni, z Twoja druga połowa, można czuć się samotnym. To uczucie z pewnością jeszcze się spotęgowało, po 3 tygodniach spędzonych w Iranie. W kraju, w którym nieustannie zapraszano nas na obiad, herbatę do spania i na zwiedzanie. I nagle, znajdujemy się na pustyni, gdzie nie ma niczego i nikogo, to szok. Chcieliśmy zatem próbować słuchać ściągniętych wcześniej podcastów, dla umilenia sobie tego czasu. Niestety, wiatr był tak silny, że musieliśmy zgadywać o czym jest nasz podcast. Skończyło się, na monologu z wielbłądami…
To uczucie samotności było na początku przerażające, ale udało nam się z nim oswoić. Czuliśmy się malutcy, wobec ogromu pejzaży. Na szczęście, po tygodniu samotnych zmagań, ku naszego zdziwieniu, nie byliśmy na tej pustyni sami. Udało nam się nawet zawrzeć przyjaźnie! Bo nie ma nic bardziej zaciskającego więzi niż przeżycie wspólnego przejazdu przez pustynię.
SPOTKANIA
Najbardziej zaskakujące spotkanie miało miejsce z Czadem. Chad, angielski rowerzysta, który tak jak my przemierzał świat, kierując się na wschód, bez daty powrotu. Chad, okazał się niezastąpionym kompanem w trudnych chwilach i dostarczył nam wielu nowych tematów do rozmów! Jak po raz pierwszy go spostrzegliśmy, nagle wyłaniając się zza horyzontu kilka kilometrów przed nami, tak prędko jechał, że myśleliśmy że do motocyklista. Jak tylko zrozumieliśmy, że to rowerzysta, sam, przemierzający pustynię, zaczęliśmy naciskać na pedały jak nigdy dotąd, wypełnieni euforią i wykrzykując za nim aby poczekał. Okazało się, że Chad, miał słuchawki ustawione z muzyka na maksa, więc dogoniliśmy go dopiero po dobrej godzine, całkowicie zadyszani.
Podczas naszych ratujących życie postojów na „strefach odpoczynku” wielu kierowców i truckerów, zatrzymywalo sie, zadając nam pytania i oferowało jedzenie (Głównie arbuzy, melony i coca-colę). Nic lepszego do uzupełniania zapasów, które kurczyły się po drodze. W tym regionie, gdzie miasta są oddalone od siebie o kilkaset kilometrów i gdzie środowisko jest wyjątkowo niegościnne, Kazachowie nie rozumieli naszej logiki i dlaczego przejeżdżamy przez ich pytanie na rowerze a nie samochodem jak wszyscy “normalni” ludzie. Tak naprawdę, my też nie do końca rozumieliśmy, wiec bylo nam ciezko wytlumaczyc..
MIASTA PUSTYNI
Tak. O dziwo, na pustyni Kazachstańskiej, jest kilka miast, a raczej wiosek. Droga podąża sąsiednio obok nadal czynnej linii kolejowej, więc niektóre stacje rozwinęły się w miasteczka. To dzięki tej kolei, te wioski są połączone z cywilizacją. Miejscowości te były dla nas idealnymi punktami zaopatrzenia po drodze. Staraliśmy się w nich robić kompletny stock na co najmniej trzy dni autonomii żywieniowej, bo na pustyni nigdy nie wiadomo. Kupowaliśmy głównie makaron, soczewice, ryżu, klusek i kilka owoców i warzyw (jak znaleźliśmy). Klimat tych wiosek, był niezwykły. Piasek wszędzie gdzie spojrzeć, miniaturowe sklepiki i pomniki byłego ZSRR. Zatrzymane w czasie.
W Kazachstanie spędziliśmy w sumie dziesięć dni, zanim dotarliśmy do granicy z Uzbekistanem, nie spodziewając się że te 550 km to była tylko rozgrzewka, przed prawdziwym wyzwaniem czekającym po drugiej stronie…
Comments